USA: Prezydent nie chce odejść (i nie ma kim go zastąpić)

Po fatalnej debacie z Trumpem część demokratów namawia prezydenta, by wycofał się z kandydowania.
Joe Biden. Fot. U.S. Air Force Tech. Sgt. Jack Sanders

Coraz więcej polityków, komentatorów i wyborczych strategów uważa, że Joe Biden nie powinien ubiegać się w tym roku o drugą kadencję. Może i mają rację, ale mają też dwa duże problemy.

Panika rośnie. Coraz więcej liczących się demokratów próbuje wpłynąć na 81-letniego prezydenta Bidena, żeby odpuścił ubieganie się o drugą kadencję. Republikanie zaś wzywają go nie tylko do wycofania się z kampanii prezydenckiej, lecz również do natychmiastowego złożenia rezygnacji z urzędu, który Biden ma sprawować do początku stycznia przyszłego roku. Prezydent twierdzi, że tylko „Wszechmocny Bóg” mógłby go przekonać, żeby ustąpił.

Lawina krytyki posypała się po pierwszej debacie prezydenckiej między Bidenem a Trumpem, 27 czerwca w Atlancie. Prezydent wypadł słabo i mizernie; wyglądał i mówił jak staruszek, plącząc się w zdaniach, a czasem zupełnie gubiąc temat. Demokraci są załamani, a sztab Bidena próbuje ratować morale, ogłaszając, że prezydent był po prostu przeziębiony.

Fatalny Biden kontra oszust Trump. Jak przebiegała debata prezydencka w USA

Prowadzący kampanię Bidena słusznie doszli do wniosku, że prezydent musi teraz pokazywać się w mediach dużo i z energią, której tak wyraźnie zabrakło podczas debaty.

W piątek 5 lipca prezydent próbował ratować swój wizerunek, udzielając długiego wywiadu telewizji ABC. Tam wypadł rzeczywiście raźniej, w odpowiednim świetle i makijażu, choć nadal nie rewelacyjnie. Podczas rozmowy oświadczył, że tylko Bóg potrafiłby go zmusić do rezygnacji z ubiegania się o drugą kadencję. Dodał też, że nie zamierza poddać się testom na sprawność umysłową ani dzielić się wynikami takiego testu z obywatelami. Przyznał, że debata nie wypadła najlepiej i że miał po prostu „zły dzień”. Wywiad w ABC obejrzało ponad 8 milionów zaniepokojonych wyborców.

Nie uspokoiło to partii. Demokraci mają świadomość, że przegrana Bidena może pogorszyć wyniki wszystkich kandydatów ich partii, bo w listopadzie Amerykanie będą również wybierać posłów i senatorów do Kongresu. Kilkoro członków Kongresu po stronie demokratycznej publicznie wezwało prezydenta do wycofania się z wyborów. „Wiemy, że przegramy” – powiedział demokratyczny poseł Scott Peters z Kalifornii – „i głupotą byłoby nie szukać alternatywy”.

„Nie wierzę, że prezydent może pokonać Donalda Trumpa” – oświadczyła demokratyczna posłanka Angie Craig z Minnesoty. „Jeśli [wiceprezydentka] Kamala Harris ma szansę wygrać z Trumpem, prezydent powinien się wycofać” – dodał demokrata z Kalifornii Adam Schiff.

Podobno demokratyczny senator Mark Warner z Wirginii zbiera grupę senatorów, którzy mają zaapelować do Bidena z prośbą o rezygnację z kampanii. Żeby zrobić to możliwie dyplomatycznie, z pewnością będą podkreślali lata służby publicznej obecnego prezydenta i wzywali, by przedłożył losy Ameryki nad osobistą ambicję. Za przykład może tu służyć ojciec amerykańskiego narodu, Jerzy Waszyngton, który dobrowolnie oddał władzę po ośmiu latach, wprowadzając precedens dwóch kadencji. Nawet była przywódczyni demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi zapytuje, czy to, co prezydent pokazał w czasie debaty, to tylko „jednorazowy epizod, czy już choroba”.

Ostatnim amerykańskim prezydentem, który zrezygnował z urzędu, był Richard Nixon. Odszedł w 1974 roku, w konsekwencji afery Watergate, gdy jego ludzie włamali się do kwatery głównej demokratów w Waszyngtonie.

Do wycofania się z kampanii wzywają Bidena media, np. Adam Serwer, który napisał dla magazynu The Atlantic artykuł pod prostym tytułem „Biden musi odejść”. W podobnym tonie wypowiadają się obserwująca Kapitol gazeta „The Hill” oraz guru politycznych sondaży i założyciel platformy FiveThirtyEight Nate Silver. Do takiego samego wniosku doszedł człowiek, który w 2008 roku wypromował Obamę, David Axelrod, a także Van Jones z telewizji CNN, niegdyś doradca Obamy. To samo twierdzi dziś część sponsorów kampanii Bidena, np. Whitney Tilson czy też Abigail Disney, spadkobierczyni fortuny Disneya.

„Projekt 2025”, czyli koszmar dobrze zaplanowany

Mimo że Biden zaczął się spotykać z wyborcami ze zdwojoną energią w niepewnej politycznie Pensylwanii (spotkania odbyły się w Filadelfii i Harrisburgu), w ostatnich dniach aż dwie radiostacje przyznały, że przed wywiadem z Bidenem sztab prezydenta przekazał im listę przygotowanych wcześniej pytań. Dziennikarze dopytują, czy Biden będzie w stanie pracować 24 godziny na dobę przez kolejne cztery lata, skoro praktycznie przestał się pojawiać publicznie po godzinie 20.

Trump tymczasem prowadzi w sondażach i świętuje. Rozgrzany wygraną w debacie, proponuje następną, już bez reguł i bez mikrofonów kontrolowanych przez prowadzących debatę dziennikarzy.

Z kolei przewodniczący Stałej Komisji Specjalnej Izby Reprezentantów ds. Wywiadu, republikanin Mike Turner napisał list do szefa sztabu Bidena z pytaniem o rolę syna prezydenta, Huntera Bidena, w kampanii i w czasie ewentualnej drugiej kadencji ojca. Młody Biden, który został niedawno skazany jako przestępca, nie opuszcza boku prezydenta. Niepokój budzi przede wszystkim ewentualny dostęp Huntera do poufnych dokumentów, które prezydent Biden w przeszłości traktował dość lekkomyślnie (znaleziono je np. w garażu, w jego samochodzie).

W razie wygranej Bidena republikanie planują uciec się do 25. poprawki do konstytucji, która pozwala zdjąć z urzędu prezydenta, jeśli nie jest sprawny umysłowo.

Wynik wyborów zależy tylko od pieniędzy. To nadal demokracja czy już oligarchia?

Dwie najpoważniejsze przeszkody w szukaniu kogoś, kto mógłby zastąpić Bidena w kampanii, to upór samego prezydenta oraz to, że pieniądze na ostatnie cztery miesiące kampanii mogą teoretycznie zostać przekazane tylko jednej osobie – obecnej wiceprezydentce Kamali Harris, której nazwisko figuruje w kampanii Biden-Harris 2024. To wydawałoby się najprostszym rozwiązaniem i faktycznie w ostatnich dniach notowania Harris wydają się rosnąć – wraz z jej pewnością siebie, jak skomentowano jej występ na Essence Festival of Culture w Nowym Orleanie w ubiegły weekend.

Niestety, w ciągu ostatnich trzech i pół roku wiceprezydentury Harris nie zaprezentowała się korzystnie na swoim stanowisku ani pod względem osiągnięć, ani jeśli chodzi o wizerunek w mediach. Więcej, dziennikarze doszli do wniosku, że zachowanie Harris jest tak złe, że administracja Bidena specjalnie odsuwa Kamalę od kamer.

Harris zaliczyła mnóstwo nieciekawych momentów medialnych, opowiadając czyste głupoty i lawirując w odpowiedziach. Wypada na kiepską retorycznie kłamczuchę, wrogą wobec dziennikarzy i śmiejącą się demonicznie w najmniej odpowiednich okolicznościach. Oskarża się ją o „pożyczenie” sobie jednej z historyjek Martina Luthera Kinga, który opowiadał o niezadowolonej małej dziewczynce spotkanej na marszu o prawa cywilne. Gdy rodzice zapytali ją w końcu, czego chce, mała odpowiedziała z wózka: wolności!. W wersji Harris tą dziewczynką była ona sama.

Innym razem oznajmiła w telewizji, że Stany Zjednoczone łączy wieloletni i niezłomny sojusz z Koreą Północną, a zapytana o wojnę w Ukrainie zaczęła swoją lichą odpowiedź od słów: „Ukraina to państwo w Europie, które sąsiaduję z innym państwem, Rosją”. Wszystko to dość przykre, bo faktycznie przydałaby się Ameryce pierwsza prezydentka w historii, zwłaszcza niebiała.

Oficjalnie Partia Demokratyczna ogłosi swojego kandydata na prezydenta w czasie Narodowej Konwencji Demokratów, wyznaczonej na 19–22 sierpnia. Teoretycznie jest więc jeszcze czas na szukanie alternatywy.

Od amerykańskiego snu po ruski mir. Dlaczego republikanie wolą Putina

W mediach i w kolejkach do kasy w supermarkecie mówi się o innych ewentualnych kandydatach, takich jak gubernatorka stanu Michigan Gretchen Whitmer (którą niedawno radykalna prawica próbowała centralnie uprowadzić), gubernator Kalifornii Gavin Newsom (zdecydowanie zbyt wyluzowany Kalifornijczyk, który w oczach reszty Ameryki nie umie sobie poradzić z problemem bezdomności w swoim stanie), obecny sekretarz transportu Pete Buttigieg (gej, a więc niemożliwy do zaakceptowania przez konserwatystów), senator Cory Booker z New Jersey czy Amy Klobuchar, senatorka z Minnesoty. Większość z tych postaci znamy już z wyborów prezydenckich w 2020 roku. Na liście są również gubernator stanu Illinois J.B. Pritzker oraz gubernator Pensylwanii Josh Shapiro.

Na koniec zostają dwie kandydatki mityczne, do których modlą się zagubione dusze demokratów. Pierwszą jest nie kto inny jak Hillary Clinton, drugą – święta Michelle Obama, prawdziwa Joanna D’Arc, która, jak wierzą demokraci, na pewno zmiażdżyłaby Donalda Trumpa jednym anielskim uśmiechem. Jak dotąd żadna z nich nie wyraziła zamiaru kandydowania.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij