Wśród tematów rozmowy były kwestie gospodarki i inflacji, imigracji, aborcji, demokracji oraz konfliktów w Ukrainie i w Strefie Gazy. Był to najwcześniej w historii przeprowadzany przedwyborczy pojedynek kandydatów; zwykle debaty miały miejsce we wrześniu i październiku.

Debata prezydencka w USA: Przebieg

Wśród tematów poruszonych przez kandydatów znalazła się m.in. aborcja. "Niektórzy ludzie tak nie uważają, ale ja jestem za wyjątkami w przypadkach gwałtu, kazirodztwa i zagrożenia życia matki. Myślę, że to ważne, by ludzie podążali za swoim sercem, ale ważne jest też, by wygrać wybory" - stwierdził Trump, odpowiadając na pytanie o zniesienie przez wybranych przez niego sędziów Sądu Najwyższego federalnego prawa do aborcji. Biden zapowiedział, że jeśli wygra wybory, przywróci to prawo. Jednocześnie opowiedział się przeciwko aborcjom w ostatnich miesiącach ciąży. "Nie jesteśmy za późnymi aborcjami. Kropka, kropka, kropka" - zaznaczył.

Reklama

Innym dyskutowanym obszarem była kwestia wojny w Ukrainie. "Nie, one nie są akceptowalne. Ale to jest wojna, która nigdy by się nie zaczęła, gdyśmy mieli przywódcę (...) Doprowadzę do zakończenia tej wojny między Putinem i Zełenskim jeszcze jako prezydent-elekt" - powiedział Trump, pytany czy zgodziłby się na stawiane przez Władimira Putina warunki zakończenia wojny. Były prezydent stwierdził, że do rosyjskiej inwazji nigdy by nie doszło, gdyby prezydentem był ktoś respektowany przez Putina. Narzekał też na koszt wsparcia Ukrainy, nazywając przy tym prezydenta Zełenskiego "najlepszym sprzedawcą w historii". "On (Biden) dał im 200 miliardów. To dużo pieniędzy (...) Mówię tylko, że to pieniądze, których nie powinniśmy byli wydawać" - stwierdził. Dodał też, że Amerykę dzieli od Europy Ocean i to Europa powinna ponieść główny ciężar wsparcia Ukrainy. Biden odparł, że Trump nie wie o czym mówi, bo Putin chce "całej Ukrainy". "Myślicie, że on się zatrzyma na Ukrainie? Co myślicie że stanie się z Polska, Białorusią (sic), wszystkimi tymi krajami NATO" - powiedział. "Żadna wielka wojna nigdy nie została ograniczona tylko do Europy" - dodał.

"Jego (Bidena) polityka jest tak zła, jego polityka militarna jest szalona. Z nim te wojny nigdy się nie skończą. On nas zaprowadzi do III wojny śiwatowej, a jesteśmy bliżej III wojny światowej niż ktokolwiek sobie wyobraża" - powiedział Trump, zarzucając Bidenowi, że przeciwnicy Ameryki "nie boją się" Bidena. Stwierdził też, że "Putin odebrał ziemię Bushowi, Obamie i Bidenowi" - odnosząc się do wojny w Gruzji, zajęcia Krymu i ostatniej inwazji - ale nie zrobił nic za jego kadencji, bo "wiedział, że nie może sobie pogrywać". Dodał, że polityka Bidena doprowadziła do "takiej złej pozycji z Ukrainą i Rosją", bo Ukraina nie wygrywa wojny i "kończą jej się żołnierze". Biden odparł, że przepisem na III wojnę światową jest pozwolenie Rosji na wygraną w Ukrainie. "Chcesz wojny? To po prostu pozwól Putinowi wziąć Kijów, a potem zobacz, co się stanie w Polsce, na Węgrzech i wszystkich innych miejscach wzdłuż granicy. Wtedy będziemy mieć wojnę" - zaznaczył.

Omawiane były także zarzuty ciążące na Donaldzie Trumpie. Biden odniósł się m.in. do wypowiedzi Trumpa, że ma prawo do zemsty na swoich przeciwnikach. "Sam pomysł, że masz prawo do zemsty przeciwko jakiemukolwiek Amerykaninowi jest po prostu niesłuszny. Żaden prezydent w naszej historii nie mówił w ten sposób. Pomyśl o przestępstwach, o które wciąż jesteś oskarżony. Pomyśl o wszystkich karach cywilnych, które musisz zapłacić za molestowanie kobiety (...) za uprawianie seksu z gwiazdą porno, kiedy twoja żona była w ciąży? Masz moralność bezpańskiego kota" - ciągnął Biden, nazywając Trumpa "skazanym przestępcą". Trump zaprzeczył, by uprawiał seks z aktorką Stromy Daniels, a wytoczona przeciwko niemu sprawa karna w tej sprawie jest wynikiem "ustawionego systemu". "Nie zrobiłem nic złego" - stwierdził. Zaprzeczył też - wbrew poprzednim wypowiedziom, że zamierza zemścić się na swoich przeciwnikach politycznych. "Naszą zemstą będzie sukces" - dodał.

Pojawiła się też kwestia, w nawiązaniu do wydarzeń z 2021 roku, czy Donald Trump zaakceptuje wyniki wyborów, jeżeli przegra. "Jeśli to będą uczciwe i legalne i dobre wybory, absolutnie" - powiedział Trump. Dodał jednak, że chętnie zaakceptowałby wyniki poprzednich wyborów, ale "oszustwa i wszystko inne było niedorzeczne". Biden odparł, że Trump nie zaakceptuje wyników, bo jest "beksą" i że po swojej porażce "coś w nim się złamało". Przypomniał przy tym, że sądy odrzuciły wszelkie skargi na rzekome oszustwa wyborcze.

Kandydaci rozmawiali także o kwestiach gospodarczych, głównie o inflacji. "Musimy spojrzeć na to, co mi zostało po rządach prezydenta Trumpa. Mieliśmy gospodarkę, która upadała. Źle zarządzał pandemią, jedyne co mówił, że to nie jest takie poważne, że wystarczy tylko wstrzyknąć sobie wybielacz. Mieliśmy zapadłą gospodarkę, nie było miejsc pracy. (...) musieliśmy to wszystko pozbierać" - powiedział Biden, odpowiadając na pierwsze pytanie debaty na temat podwyższonej inflacji. Trump odparł, że wprowadzone pod jego rządami ulgi podatkowe przyczyniły się do "najlepszej gospodarki w historii kraju". Dodał, że pod rządami Bidena "inflacja zabija ten kraj". "Nie jesteśmy już szanowani jako kraj. Nie szanują naszego przywództwa. Nie szanują już Stanów Zjednoczonych. Jesteśmy jak naród trzeciego świata" - powiedział Trump.

Debata prezydencka w USA: Ocena

67 proc. respondentów oglądających czwartkową debatę uznało, że wygrał ją Donald Trump, zaś 33 proc. wskazało na Joe Bidena - wynika z sondażu przeprowadzonego na zlecenie stacji CNN. Rezultaty badania zrealizowanego wśród 565 wyborców obserwujących debatę w Atlancie świadczą o tym, że Trump wypadł lepiej, a Biden gorzej, niż pierwotnie oczekiwano. 55 proc. spośród tych samych respondentów przewidywało przed debatą zwycięstwo Trumpa, a 45 proc. - Bidena. W analogicznym sondażu po pierwszej debacie Bidena i Trumpa w 2020 roku, to ten pierwszy wygrał z podobną przewagą, 60 proc. do 28 proc.

Mimo wyraźnego zwycięstwa Trumpa, sondaż sugeruje, że debata tylko w niewielkim stopniu zmieniła ocenę kandydatów przez wyborców. 57 proc. respondentów uznało, że nie ma zaufania do zdolności Bidena, by wykonywać urząd prezydenta, podczas gdy 44 proc. powiedziało to samo o Trumpie. Przed pojedynkiem brak zaufania do Bidena deklarowało 55 proc., zaś do Trumpa - 47 proc.

Bardziej zniuansowane opinie wyrazili uczestnicy badania fokusowego, w którym udział wzięli niezdecydowani wyborcy w kluczowym stanie Michigan. Choć niektórzy stwierdzili, że niepewny występ Bidena podważył ich wiarę w zdolność do wykonywania przez niego swojej pracy, inni przypominali, że Biden zawsze miał problemy z jąkaniem się i w większym stopniu był skupiony na udzielaniu rzeczowych odpowiedzi na temat polityki. Ostatecznie połowa z 16 uczestników badania uznała Bidena za zwycięzcę, sześciu - Trumpa, zaś dwóch było niezdecydowanych. Jednocześnie tylko pięć osób podniosło rękę przy pytaniu, czy debata pomogła im w decyzji o tym, na kogo zagłosować.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński