O tym, czy nauce blisko jest do stworzenia przepisu na idealną, bo skuteczną, demonstrację, dla witryny „Nature” pisze Helen Pearson.

Żyjemy w epoce globalnych protestów

Protesty, demonstracje i akcje uliczne stały się jednym z wyznaczników naszych czasów i stałym elementem globalnego krajobrazu. Wychodzimy dzisiaj na ulice częściej i intensywniej niż w dekadzie największych demonstracji XX wieku, czyli w latach 60-tych. Z jednej strony nie można nie odnotować wpływu technologii na tę masowość – dzięki internetowi i social mediom wieści o tym, że można publicznie wyrazić swoje zdanie i okazać gniew w jakiejś kwestii, rozchodzą się szeroko i błyskawicznie jak nigdy wcześniej. Mamy też szeroki dostęp do wiedzy – o nadciągającej katastrofie klimatycznej, światowych reżimach i nierównościach. A więc i niezłe powody, żeby demonstrować.

Reklama

Protestują więc w ostatnich latach wszyscy: Pearson wymienia protesty rolników w Niemczech, Belgii i Indiach, podpalenie w Paryżu pierścieni olimpijskich w ramach demonstracji na rzecz wyższych płac i ogromne protesty antyizraelskie po wybuchu wojny między Hamasem a Izraelem. Jest tego, jak wiemy, dużo więcej – rolnicy protestowali m.in. także w Polsce, niemal codziennie słyszymy o akcjach dywersyjnych aktywistów klimatycznych w rodzaju grupy Ostatnie Pokolenie. Przypomnijmy też o polskim Czarnym Proteście z 2016 roku i ogromnym zrywie przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej w 2020 roku.

Pod koniec 2021 roku ukazała się książka Worlds Protests: A Study of Key Protest Issues in the 21st Century (Światowe protesty: studium kluczowych przypadków w XXI wieku), w której badacze Hernán Saenz Cortés, Sara Burke, Isabel Ortiz, Mohammed Berrada rozwiewają wszelkie wątpliwości. Od roku 2006 do 2020 liczba corocznych protestów wzrosła trzykrotnie. Lisa Mueller, badająca ruchy społeczne w Macalester College w Saint Paul podsumowuje to jednym zdaniem – „żyjemy w epoce globalnych protestów”.

Duża, pokojowa i w konkretnym celu

Kluczowym pytaniem, na które odpowiedź chcieliby poznać zarówno badacze, jak i, zapewne, osoby organizujące takie demonstracje, jest – czy to ma sens? Albo lepiej: jak należy to robić, żeby to miało sens? Jest to pytanie o wpływ społeczny, medialny i polityczny takich zrywów. Analizując wiele przypadków, naukowcy doszli do wniosku: aby demonstracja była skuteczna, powinna być duża, pokojowa i w konkretnym celu.

Jako modelowe przykłady badacze wymieniają ruch na rzecz praw obywatelskich w latach 60. XX wieku i ruch Black Lives Matter, który powstał w 2020 roku. Oba te skutkujące masowym wyjściem ludzi na ulicę zjawiska zmieniły zachowania, a nawet przełożyły się na wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych, choć, jak zaznacza Mueller, nie zawsze w sposób zamierzony przez demonstrantów.

Co poza tymi trzema najważniejszymi cechami skutecznej demonstracji wykryli badacze? Dobrze jest być represjonowanym za udział w wydarzeniu, najlepiej przez policję – to zwiększa społeczne poparcie dla motywu demonstracji. „To wspaniały czas na studiowanie protestów” – ekscytuje się Mueller, a psycholog społeczny z Uniwersytetu Nowojorskiego Eric Shuman podsumowuje: „Nie w każdym przypadku tak jest, ale w tym momencie wielkoskalowe protesty i działania społeczne są sposobem na wywołanie społecznej zmiany”. Jak dodaje, badacze w dalszym ciągu próbują ustalić, kiedy tak rzeczywiście się dzieje, a kiedy nie.

O nieskuteczności przemocy

O tym, że liczba protestów wzrasta, wiemy dzięki czworgu założycieli światowej bazy protestów (worldprotest.org), będących jednocześnie autorami i autorkami wspomnianej wyżej książki na ten temat. Baza istnieje od 2013 roku, ale sięga głębiej w przeszłość i obejmuje prasowe doniesienia o protestach z ok. 100 krajów z całego świata. Ze zgromadzonych w niej danych wynika, że w latach 2006-2020 na całym świecie miały miejsce największe protesty w historii.

250 000 000 osób. Tak, to nie chochlik, tylu było protestujących na zdecydowanie największym z nich. Miał on miejsce w 2020 roku w Indiach i wyrażał sprzeciw wobec reform rolnych. Dalej autorzy wymieniają też Arabską Wiosnę z lat 2010-2012, Occupy Wall Street z 2011 roku i wspomniany już Black Lives Matter z 2020 roku. Jak podsumowuje jedna z autorek książki, Sara Burke, „protesty coraz częściej wyrażają brak wiary w porozumienie i instytucje”. Od 2021 roku liczba protestów nieznacznie spadła, co może mieć związek z nowymi konfliktami zbrojnymi.

Brak wiary w porozumienie i instytucje może skłaniać osoby organizujące protesty do stosowania metod innych niż pokojowe. Jednak nauka pokazuje, że wbrew intuicji, żeby coś przeforsować, nie należy używać przemocy. Amerykańskie politolożki Erica Chenoweth i Maria Stephan wydały w 2011 roku książkę Why Civil Resistance Works: The Strategic Logic of Nonviolent Conflict (Dlaczego opór cywilny działa: Strategiczna logika konfliktu bez przemocy), w której analizowały ponad 300 światowych kampanii rewolucyjnych z lat 1900-2006. Przyglądały się pokojowym protestom, strajkom, bojkotom, ruchom zbrojnym i innym taktykom. Co się okazało? Pokojowe działania, np. przewrót filipiński z 1986 roku, który obalił dyktatora Ferdynanda Marcosa, mają dwukrotnie większe szanse powodzenia niż ich zbrojne odpowiedniki.

Zasada trzech i pół procent

Zła wiadomość dla protestujących pokojowo jest taka, że z czasem skuteczność ich działań zaczyna spadać, co niechybnie kojarzy nam się z wypaleniem ruchu, jakim był Komitet Obrony Demokracji. Chenoweth jest jednak zdania, że dzieje się tak z innego niż wypalenie powodu: reżimy uczą się skutecznie tłumić powstania. Ale jest i dobra wiadomość, zwłaszcza dla tych ruchów, które mają szansę stać się masowe: każdy protest, który zmobilizował 3,5 proc. populacji lub więcej, okazał się skuteczny. Naukowcy określają to wręcz mianem „zasady 3,5”. Przy czym liczy się tutaj czynny udział w demonstracjach, a nie tylko popieranie ich postulatów. Dlaczego? Liczby robią wrażenie. Zdaniem Chenoweth dopiero masy widziane na ulicach oczami elit sprawiają, że te elity zmieniają swój sposób postrzegania jakiejś kwestii.

Oczywiście, nasuwa się pytanie, jak taką skuteczność mierzyć. Rzeczywiście, nie jest łatwo oddzielić skutek od przyczyny i odwrotnie, ale i na to naukowcy mają swoje sposoby. Chenoweth np. jako wyznacznik traktuje bardzo jednoznaczne kryterium – nieoczekiwaną zmianę władzy w danym kraju w ciągu roku od szczytu mobilizacji. Istnieje też subtelniejsza metoda – ponieważ nie da się zaprojektować w tej sprawie eksperymentów, naukowcy wykorzystują jako naturalny czynnik, który losowo zmienia liczbę protestujących – deszcz.

Najłatwiej będzie zrozumieć to na przykładzie. Po zabójstwie Martina Luthera Kinga Jr. w 1968 roku w USA wybuchły gwałtowne protesty. W niektórych stanach mniejsze, w innych większe – na liczebność tę wpływ miały właśnie opady deszczu. Ten akurat był przychylny i nie padał w stanach republikańskich, trzymając za to w domach Demokratów. Naukowcy wiążą to z większą przychylnością wyborców wobec Partii Republikańskiej w kolejnych wyborach, co mogło się przyczynić do zwycięstwa jej kandydata Richarda Nixona i objęcia przez niego urzędu w styczniu 1969 roku. Inaczej było w przypadku ruchu Black Lives Matter. W tym czasie pogoda sprzyjała Demokratom, więc na początku 2021 roku na fotelu prezydenckim zasiadł Joe Biden.

Kiedy władza ma trudności z interpretacją oczekiwań grupy

Analizy wykazały też, że im bardziej konkretne postulaty, tym większa skuteczność. Za przykład może posłużyć kampania „Odzyskaj Parlament” w Wielkiej Brytanii w 2010 roku w porównaniu z londyńskim odpryskiem ruchu Occupy Wall Street z 2011 roku. Ta pierwsza, skoordynowana i pełna konkretnych postulatów a nawet rozwiązań, zaowocowała referendum w sprawie brytyjskiego systemu wyborczego. Głosujący co prawda odrzucili proponowane zmiany, niemniej, referendum się odbyło, zaangażowało obywateli i dało im możliwość wypowiedzenia się w ważnej kwestii.

Co innego Occupy London. Protesty obejmowały szeroki zakres tematów: od nierówności po zmiany klimatyczne i nie było właściwie żadnego konkretnego postulatu. „Kiedy sprawujący władzę słyszą mieszankę różnych żądań, mają trudności z interpretacją oczekiwań grupy” – skomentowała Mueller. Protesty te były więc krytykowane za niespójność, choć Chenoweth jest zdania, że ich impakt może być niedoszacowany. W jej opinii Occupy London co prawda nie przyniósł protestującym żadnych bezpośrednich zmian, ale, co nie do przecenienia, umieścił nierówności w programach rządowych i agendach politycznych.

Wreszcie, co historia pokazuje nam dość dobitnie, aby protesty były skuteczne, musi być odpowiedni moment na debatę nad ich postulatami. Jak mówi James Özden, założyciel Social Change Lab, londyńskiej organizacji non-profit badającej ruchy społeczne, społeczeństwo musi być gotowe na proponowaną zmianę.

Lepiej oblać zupą Mona Lisę czy zablokować ruch na wielopasmówce?

Mimo wysypu badań nad ruchami społecznymi wciąż jeszcze wielu rzeczy nie wiemy. Lepiej oblać zupą Mona Lisę, zablokować ruch na wielopasmówce, a może przyczepić się kajdankami do drzewa? Dana Fisher, socjolożka z American University w Waszyngtonie, mówi, że działania „nieprzemocowe, ale destrukcyjne” są jeszcze stosunkowo mało przebadane. Aby dowiedzieć się więcej na ten temat, analizuje się nastroje społeczne po głośnych występach grup aktywistycznych w rodzaju Just Stop Oil czy Extinction Rebellion. Ankiety przeprowadzone przez Social Change Lab, mające ocenić ich działania wykazały, że choć społeczeństwo potępia te akty, to życzliwość wobec samych postulatów klimatycznych po takich akcjach wzrasta.

Brutalne represje władz nigdy nie są miłe dla protestujących, ale działają, w pewnym sensie, na ich korzyść. Media zaczynają cieplej opowiadać o danych ruchach społecznych i ich postulatach, a za mediami zmienia się myślenie opinii publicznej, wobec czego władze co prawda mogą, ale czasami nie chcą, pozostawać obojętne. „Niestosowanie przemocy jest skuteczne. Ale szczególnie skuteczne jest niestosowanie przemocy, które wiąże się z represjami” – podsumowuje Omar Wasow, politolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.

Koronnym przykładem są represje, które dotknęły studentów Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, kiedy to rektor wezwał policję do stłumienia ich protestu przeciwko przemocy, jakiej Izrael dopuszcza się w Strefie Gazy. Zaowocowało to słusznym, społecznym oburzeniem, rozlaniem się fali protestów propalestyńskich na inne ośrodki akademickie i skupieniem się mediów na tej sprawie. Jak podsumowuje Wasow, protestujący przykuli uwagę całego kraju i wykuli dzięki temu wspólną taktykę.