18+
Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie
dla osób dorosłych

Mam co najmniej 18 lat. Chcę wejść
Nie mam jeszcze 18 lat. Wychodzę

Policjanci zignorowali zeznania Anety. Na podeszwy but�w Tomasza zwr�cili uwag� dopiero po latach

Kobieta spaceruj�ca w pobli�u krakowskiego fortu Batowice znalaz�a zw�oki elegancko ubranego m�czyzny. Wydawa�o si�, �e sprawa jest prosta - lekarz stwierdzi� zgon z powodu nadu�ycia alkoholu i wych�odzenia, dlatego policjanci uznali, �e pijany m�czyzna po prostu zasn�� na �cie�ce w ch�odny, listopadowy wiecz�r i ju� si� nie obudzi�. Z czasem sprawa przybra�a niespodziewany obr�t.

Renata i Tomasz byli małżeństwem od wielu lat, doczekali się dwójki dzieci. Mimo to nie byli zgraną parą. Ona była pielęgniarką, a on miał swoją firmę, która zajmowała się elektrostacjami. Interes prosperował dobrze, jednak Tomasz z czasem zaczął nadużywać alkoholu. Uzależnienie wprowadziło do jego życia rodzinnego awantury i kłótnie. Z tego powodu Renata zostawiła męża i wyprowadziła się do kochanka. Tomasz zaczął mieć problemy z płaceniem alimentów i wsiadał za kierownicę pod wpływem, przez co trafił do więzienia. Tam poznał Mariusza B., który przyczynił się do jego śmierci.

Zobacz wideo "Mogłem pójść siedzieć". Fajbusiewicz o tzw. gangu kelnerów

Znalazła na ścieżce zwłoki eleganckiego mężczyzny. Renata przyszła na komisariat

25 listopada 2006 roku w godzinach porannych Irena C. trafiła na zwłoki leżące w pobliżu cmentarza, na ścieżce do fortu Batowice. Nieżyjący mężczyzna był elegancko ubrany, na jego ciele nie było widać śladów pobicia. Kobieta zawiadomiła odpowiednie służby. Na miejscu zjawili się funkcjonariusze oraz lekarz medycyny sądowej. Medyk stwierdził zgon z powodu wychłodzenia. Zlecono też badania toksykologiczne, z których wynikało, że denat miał cztery promile alkoholu we krwi. Przyjęto wówczas, że pijany mężczyzna zasnął na ścieżce, a z powodu niskiej temperatury zmarł.

Pojawił się jednak problem z identyfikacją zwłok. Mężczyzna nie miał przy sobie dokumentów, dlatego ciało oznaczono jako niezidentyfikowane. 4 grudnia na komisariat przyjechała Renata N., która poprosiła o pomoc w odnalezieniu męża. Kobieta przyznała, że nie utrzymuje kontaktu z Tomaszem. Policjantom powiedziała, że to sąsiedzi mężczyzny poinformowali ją o jego długiej nieobecności i świetle włączonym w jego mieszkaniu. Funkcjonariusze udali się pod wskazany adres, jednak nikogo tam nie zastali. 

Przypuszczano, że znaleziony kilkanaście dni wcześniej mężczyzna, może być mężem Renaty. Jeszcze tego samego dnia kobieta wzięła udział w identyfikacji zwłok w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie. Okazało się, że denat to Tomasz N. Renata opowiedziała policjantom o jego problemie alkoholowym, przedstawiła dokumenty potwierdzające ten fakt i wyznała, że to był powód jej wyprowadzki od męża. 

"Nie znaleziono śladów działania innych osób". Do czasu

Na komisariacie pojawiała się Aneta S., sąsiadka zmarłego mężczyzny, twierdząc, że Tomasz N. nie zmarł w wyniku przypadku. Zeznała, że jakiś czas temu został pobity na zlecenie Renaty, ponieważ przestał płacić alimenty. Na dodatek krótko przed śmiercią Tomasz odziedziczył okazałą posiadłość z gruntami wartą około miliona złotych.

Sąsiadka zmarłego opowiedziała, że dzień przed śmiercią mężczyzny widziała, jak opuszcza dom razem z dwoma innymi osobami. Później Tomasz zniknął, a jego żona codziennie pojawiała się w okolicy posiadłości, co zainteresowało Anetę, ponieważ wiedziała, że Renata nie utrzymywała kontaktów z mężem. Mimo tych niepokojących zeznań śledztwo w sprawie śmierci Tomasza zostało umorzone w marcu 2007 roku.

Mężczyzna nie miał zewnętrznych obrażeń ciała, które określiłyby wyraźnie przyczynę śmierci. Podczas oględzin zwłok nie znaleziono śladów działania innych osób, wszystko wskazywało, że 46-letni Tomasz N. zmarł z przyczyn naturalnych. Dlatego też postępowanie w tej sprawie zostało umorzone

- relacjonował podinsp. Mariusz Ciarka cytowany przez "Gazetę Wyborczą".

Zdaniem ekspertów przyczyną śmieci było ostre zatrucie alkoholem etylowym. Brak obrażeń na ciele sprawił, że nie postrzegano zgonu Tomasza jako efektu działania osób trzecich. Do czasu.

Archiwum X zbadało sprawę. Policjanci zwrócili uwagę na buty Tomasza

Po kilku latach sprawą zaczęło interesować się krakowskie Archiwum X, którzy zaczęli mieć wątpliwości, czy śmierć mężczyzny była jedynie nieszczęśliwym wypadkiem.

Nasze wątpliwości wzbudziły między innymi buty ofiary. Ich podeszwy były czyste, mimo że wokół miejsca, w którym go znaleziono, była ziemia, która lepiła się do butów. Oznaczało to, że ktoś musiał go tam przenieść

- mówił policjant z Archiwum X cytowany przez "Dziennik Polski".

Badając przeszłość zmarłego mężczyzny, funkcjonariusze odkryli, że Tomasz miał na koncie kilka spraw sądowych. Wszystkie dotyczyły jazdy samochodem pod wpływem alkoholu. W zeznaniach mężczyzny wyczytali, że żałował swoich czynów i tłumaczył swoje zachowanie kłopotami rodzinnymi. Podejrzewał, że jego żona ma kochanka, którym miał być Artur B. W końcu Tomasz trafił do więzienia za liczne przewinienia i tam poznał Mariusza B., który handlował narkotykami. Mężczyźni znaleźli wspólny język, a ich rodziny zaczęły się przyjaźnić.

Archiwum X odkryło kolejny nietypowy fakt. Przeciwko Mariuszowi i jego żonie Magdalenie prowadzone było postępowanie z powodu porwania dziecka Tomasza i Renaty w styczniu 2008 roku. Poważny zarzut został jednak odrzucony ze względu na zeznania uprowadzonego dziecka, które powiedziało, że to matka kazała mu przedstawić taką wersję wydarzeń. Kiedy kłamstwo wyszło na jaw, Renata powiedziała, że małżeństwo B. nękało ją w sprawie pieniędzy, które winny był im jej mąż. Nie była to jednak prawda. Niedługo później Mariusz B. popełnił samobójstwo.

Ekshumacja zwłok Tomasza. Kolejne badania ujawniły prawdę

Archiwum X skontaktowało się z Zakładem Medycyny Sądowej, który poinformował, że nadal są w posiadaniu fragmentów tkanek Tomasza. Zlecono badania, które wykazały, że przed śmiercią mężczyzna przyjął środki psychotropowe. 

Podjęto decyzję o ekshumacji zwłok. Badania toksykologiczne wykonane w Zakładzie Medycyny Sądowej potwierdziły hipotezę, że mężczyzna został otruty. W jego ciele stwierdzono śmiertelną mieszankę alkoholu i benzodiazepiny

- mówiła podinsp. Mariusz Ciarka cytowana przez "Wyborczą".

W 2010 roku funkcjonariusze przesłuchali Magdalenę B., która rzuciła nowe światło na sprawę śmieci mężczyzny. Twierdziła, że to było celowe zabójstwo.

Tomasz N. nie umarł śmiercią naturalną, jak wszyscy uważają – on został podstępnie otruty alkoholem i środkami psychotropowymi przez mojego męża Mariusza B. i Renatę N.

- zeznała Magdalena B., której słowa przytacza portal Love Kraków.

Kobieta dodała, że wcześniej Renata zleciła pobicie męża, co pokrywało się z zeznaniami sąsiadki Tomasza, Anety.

Zobaczyła butelkę z zielonym płynem. Tomasz był nieprzytomny

Tomasz odziedziczył majątek po zmarłym krewnym. Posiadłość wartą około milion złotych. Gdy Renata się o tym dowiedziała, zapragnęła przejąć spadek. Kobieta planowała pozbyć się męża, jednak wtedy majątek odziedziczyłaby matka Tomasza. Krótko później starsza pani nieoczekiwanie zmarła. To utwierdziło Renatę w przekonaniu, że teraz pora na jej ruch. Postanowiła zabić męża dla pieniędzy.

Jak podaje Onet, w listopadzie 2006 roku Mariusz B. i kochanek Renaty Artur B. pojechali do domu Tomasza, aby go upić na śmierć. Kiedy to się nie udało, przewieźli go do domu Mariusza, aby tam razem z Renatą zrealizować plan. Nieoczekiwanie w mieszkaniu pojawiła się Magdalena, która zobaczyła, że na wersalce siedzi nieprzytomny Tomasz. Obok niego stała Renata w lateksowych rękawiczkach i mężczyźni, którzy wlewali w gardło spadkobiercy alkohol z rozpuszczonymi w nim substancjami, które zabarwiły płyn na zielono. Do pojenia Tomasza używali butelki z nałożonym smoczkiem. Kiedy było już po wszystkim, mężczyźni z Renatą wrzucili ciało Tomasza do samochodu i porzucili jego zwłoki na drodze między cmentarzem a fortem w Batowicach.

"Rzeczpospolita" pisze, że kobieta odziedziczyła spadek po mężu dopiero siedem miesięcy po jego śmierci. Renata planowała sprzedać nieruchomość, aby wypłacić Mariuszowi 100 tysięcy złotych za pomoc w zabiciu Tomasza. Znalazła nawet kupca, jednak nie chciała oddać wspólnikowi obiecanej kwoty, nie pozwoliła mu też na wspólne spotkanie z osobą zainteresowaną kupnem nieruchomości. Zamiast tego oddała mu na przechowanie swoje dziecko, w ramach "polisy ubezpieczeniowej". Po tym fakcie zgłosiła porwanie. 

Taką opowieść przedstawiła funkcjonariuszom Magdalena B. Jej wiarygodność potwierdziły badania wariografem, a także obserwacja psychiatryczna. Biegli orzekli, że kobieta jest poczytalna, a jej zeznania mogą być zgodne z prawdą.

Kochankowie "umniejszali swoją rolę" w zabójstwie. Usłyszeli wyrok

Śledztwo ruszyło w 2013 roku, rok później para kochanków usłyszała zarzuty. Renata N. została oskarżona o zabójstwo męża, a Arturowi B. postawiono zarzut nieudzielenia pomocy i utrudniania postępowania.

Podejrzani złożyli wyjaśnienia, w których umniejszali swoją rolę w zdarzeniu. Po przesłuchaniu prokurator wystąpił z wnioskiem do sądu o zastosowanie wobec nich tymczasowego aresztu

- opowiadał prokurator Janusz Hnatko, cytowany przez TVN24.

Kobieta została skazana na 12 lat więzienia, a mężczyzna na trzy lata pozbawienia wolności. Od wyroku złożono apelację. W 2017 roku Sąd Apelacyjny zmniejszył wymiar kary dla Artura B. do dwóch lat więzienia. Wyrok Renaty pozostał bez zmian. Kobieta złożyła kasację do Sądu Najwyższego, jednak ten ruch nie przyniósł żadnych rezultatów. Jeszcze w tym samym roku sąd uznał kasację za bezzasadną. Mariusz B. przed sądem nie stanął, bo gdy prawda wyszła na jaw, już nie żył.

Wi�cej o: