Czasopisma

Dodaj recenzję

Nowa Fantastyka 07/24

Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Nexto  |   Legimi

 

WIZJA PRZYSZŁOŚCI KOMIKSÓW

Wywiad z Alanem Moore’em

 

Alan Moore (ur. 1953) to żywa legenda. Ponad dwudziestokrotny laureat Nagrody Eisnera, nazywanej „Oscarem komiksu”. Wraz z Neilem Gaimanem, Grantem Morrisonem i Peterem Milliganem, jeden z przedstawicieli tzw. „brytyjskiej inwazji” w komiksie. Ten wybitny scenarzysta ma w swoim dorobku takie klasyczne tytuły jak: „Strażnicy”, „V jak Vendetta”, „Prosto z piekła”, „Batman: Zabójczy żart” czy „Saga o Potworze z Bagien”. Jego zbiór opowiadań „Iluminacje” został wybrany Zagraniczną Książką Roku „Nowej Fantastyki” 2024.

 

 

 

Marceli Szpak

FUTUROTYKI

krótka historia ćpania w przyszłości

 

Na początku był czas.

Wbrew dość powszechnemu przekonaniu, że kultura narkotykowa zaczęła rozwijać się na Zachodzie dopiero pod koniec lat 50. ubiegłego stulecia, fascynacja substancjami zmieniającymi percepcję towarzyszy ludzkości niemal od zawsze, a jej ślady odnajdujemy w najdawniejszych tekstach religijnych i obrzędowych. Mając to na uwadze, nie będziemy zapewne zaskoczeni, że również najważniejsi prekursorzy fantastyki naukowej często pochylali się nad tym tematem w futurystycznych opowieściach o wpływie narkotyków na ludzkość.

 

Radosław Pisula

HAJ PRZYSZŁOŚCI

 

Kontrkulturowy zachwyt substancjami psychoaktywnymi był jednym z najważniejszych twórczych zrywów w historii. Zmianami w ciele i umyśle ludzkim za pomocą psychodelików zachłysnęli się pisarze SF, muzycy, agencje rządowe (oczywiście z miejsca chcące uzbroić ten fenomen) czy w końcu filmowcy, mający na podorędziu wizualne narzędzia do przedstawiania mentalnych odlotów, zastanawianiacy się, gdzie (i czy) leżą granice rozwiniętej świadomości oraz potencjalnej kontroli rzeczywistości.

 

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz

LIMUZYNA ŚMIERCI

czyli jak się pokonuje szajkę wroga

 

Wśród fantastycznych przedwojennych książek czasem natrafia się na takie, które są zupełną tajemnicą – nic nie wiadomo o autorze/rkach, nieznane są okoliczności powstania, a i zachowane egzemplarze można policzyć na palcach obu rąk. Tak właśnie wygląda sytuacja w przypadku powieści „Tajemnica zamku kurzętnickiego” Stefana Wałdyki.

 

Ponadto w numerze:

‒ opowiadania m.in. Algernona Blackwooda i Pawła Majki;

‒ lista laureatów Nagród Nowej Fantastyki 2024;

‒ kolejne przygody Lila i Puta;

‒ nowa promocja prenumeraty;

‒ felietony, recenzje i inne stałe atrakcje.

 

Prenumerata   |   e-Kiosk  |   Nexto  |   Legimi

Komentarze

obserwuj

IMPERIUM Paweł Majka:

 

Początkowo miałem problem z tym opowiadaniem. Jakoś nie mogłem się w nie wciągnąć. Nie do końca dawałem temu wszystkiemu wiarę. Nie rozumiałem tego „kupowania” dzieci na żołnierzy imperium. Skoro dzieciaki tak łatwo umierały, że spisywano je dopiero po piątym roku życiu, dlaczego płacono za nie „z góry”, a nie dopiero, gdy zostawały zwerbowane? Przecież taki rekrut mógł nie dożyć służby wojskowej. Co wtedy? Dla mnie to pachnie wyjątkowo niegospodarną polityką pieniężną. A jeśli już o gospodarce mowa, to jak mogło w ogóle funkcjonować takie imperium, gdy wszystkie dzieci (chłopcy i dziewczynki) zostawali wcielani do armii? Sam Autor chyba był świadomy tego problemu, bo pisze:

„Ale kto niby zapewnia wysoką dzietność w Imperium, jak nie trupki? Kto wykonuje najgorszą robotę w fabrykach, w rolnictwie? Kto sprząta ulice w stolicy? Trupki. Jak ich wszystkich rozwalimy to Imperium stanie.”

Jest to jakaś próba ratowania sytuacji, ale jak na Wielkie Imperium, to jest to straszna prowizorka i to zbudowana na niekompetencji urzędników, dzięki którym trupki w ogóle istnieją. Przy tak zbudowanej gospodarce Imperium nie przetrwałoby nawet dekady.

Potem doszedłem do wniosku, że źle podchodzę do tego tekstu. Że tutaj pewne sprawy są UMYŚLNIE przerysowane. No bo mamy tutaj skrajnie militarny twór państwowy, do tego o charakterze radykalnie nacjonalistycznym. Społeczeństwo jest bardzo silnie zindoktrynowane. Jest w tym pewien symbolizm, kalka współczesnych zdarzeń. Podczas lektury odkrywałem sporo odniesień. Bardziej oczywistych, jak do wojny w Ukrainie, jak i sporo innych. Robiło to robotę, dawało dodatkową frajdę z lektury.

Pochwalić muszę i nietuzinkowość tekstu. O to dziś już coraz trudniej. Może i Autor nie wszystko wyjaśnia, ale mi to tak bardzo nie przeszkadza. Lubię, gdy Autor wierzy w inteligencję czytelnika, w to że ten dopowie sobie to co nie zostało powiedziane. Choć tutaj jednak warto było nad kilkoma sprawami się pochylić. Nie łopatologicznie, broń Boże! Ale co nieco warto było wyjaśnić. Wspaniale wyszło to z kościejem, którego znaczenie odkrywamy w akapicie z „paliwem”. Tak to się powinno robić! Znakomity przykład jak wyjaśniać uniwersum.

Fabuła, po trudnym początku, bardzo mnie wciągnęła. Przeczytałem całość przy jednym posiedzeniu. Tekst uważam za bardzo dobry, mój kandydat na opowiadanie tego rocznika NF!

Wyjątkowo udany tekst, zmuszający do refleksji, zastanowienia, o czym, tak naprawdę, Autor pragnie nam opowiedzieć. Mądry, pełen odniesień tekst.

 

CIEPŁO JEJ DŁONI Paweł Wącławski:

 

Szybko mnie wciągnęło. Nietuzinkowy pomysł z dilerami wspomnień. Niestety tekst później traci, zaczyna męczyć. Szkoda, że z tak ciekawego pomysłu zbudowano dość prościutką fabułę o zemście. Finał trochę ratuje sytuację, twist odnośnie prawdziwości wspomnień bohatera jak najbardziej udany. Dobry tekst, ale liczyłem na więcej.

 

MODLITWA Algernon Blackwood:

Podobało mi się. Prosto, ale ciekawie do celu. Tak powinno pisać się szorty.

 

ZATONIĘCIE „KARNATYKA” A. J. Mordtmann:

 

Niemal od początku miałem skojarzenia z „Terrorem” Simmonsa. Nawet myślałem, że spod tego lodu zaraz wyskoczy Crozier… ;)

A tak na serio, to przyjemny tekścik. Przeczytałem bez bólu. I to tyle.

 

CHŁOPIEC Valentina Schiaffini:

 

Taki trochę młodzieżowy tekst. Bardzo klasyczna opowieść. Fabuła wręcz sztampowa, wedle szablonu, ale, o dziwo, tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Brawo, bo Autorce udało się we mnie wzbudzić poczucie niesprawiedliwości – tani, oklepany chwyt, a jednak wszystko zadziałało jak należy. Finał zaskoczył i mi jakoś nie pasował. Wyglądało to trochę tak jakby ktoś na siłę spiął ze sobą niepasujące klocki – niby się to trzyma, ale widać, że to nie tak powinno być.

 

WENUS Z WENUS Gareth D Jones:

 

Zdecydowanie najsłabsze opowiadanie numeru. Bzdurne, nieciekawe i o takich głupotach, że w sumie o niczym. Opowiadanie sprawia wrażenie rozdziału jakiejś powieści, bo, w zaprezentowanej formie, to jakiś idiotyczny potworek. Jak infantylnym trzeba być, by uważać, że nasza ekspansja poza rodzimą planetę niemal całkowicie skupi się do robienia reality show? Niestety, ale to opowiadanie obraża inteligencję czytelnika.

 

CZASOJADY Andrea Franco:

 

Mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałem ten tekst. Pomysł może i ciekawy, ale zabrakło detali. Trochę to chaotycznie wyszło. Niby kryminał, wątek miłosny, interesujący motyw fantastyczny, charyzmatyczna bohaterka… ale to wszystko takie jakieś na pół gwizdka. To dopiero szkic prawdziwego opowiadania.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Upał…

Globalne ocieplenie?!

Ups, temat strasznie polityczny. Koniec tego tematu, bo skończyć można jak Galileo Galilei albo i Trump.

Wobec tego wolę wypowiedzieć się o zawartości najnowszego numeru.

 

Proza polska.

„Imperium” Pawła Majki – inspiracja aż nadto wyraźna, ale na szczęście nie jest to opowieść o Złowrogim Imperium. A raczej – jest, ale Autor obudował ją innymi wątkami i przemyśleniami. Mnie zafrapowały dwa: czy do obalenia Imperium potrzebny jest Prorok na Jego miarę? I czy Prorok nie uniknie stania się kolejnym Imperatorem? Świetne opowiadanie, choć otwarte zakończenie niespecjalnie mi tu pasuje.

„Ciepło jej dłoni” Pawła Wącławskiego – kolejne interesujące opowiadanie. Niby fabuła dosyć sztampowa, ale stoją za nią ważkie pytania. Z tym najważniejszym – czy człowiek bez swoich wspomnień byłby tym samym człowiekiem? Fizycznie tak, ale mentalnie?

Bardzo mi się!

 

Proza zagraniczna.

„Modlitwa” Algernona Blackwooda – staroć. Co widać, słychać i czuć. Dziś już nikt tak nie pisze. Czy to znaczy że mi się nie podobało? Ależ skąd! Uwielbiam takie ramotki, które przypominają nam, że należy być, po prostu, dobrym człowiekiem.

„Zatonięcie „Karnatyka”” A.J. Mordtmanna – kolejny staroć. Ten trochę bardziej pokrył się kurzem. Coś podobnego napisał A.C. Doyle, pogrzebałbym w pamięci to i pewnie coś bym jeszcze znalazł. Ale przeczytałem bez bólu.

„Chłopiec” Valentiny Schiaffini – sprawnie napisane. Natomiast wymyka mi się postać głównego bohatera. Anioł? Diabeł? Mam trochę niedosytu.

„Wenus z Wenus” Garetha D Jonesa – ekstrapolacja ekspansji kultury masowej na zdobywanie przestrzeni kosmicznej. Bywa zabawne, ale jednak bibelocik w sumie!

„Czasojady” Andrei Franco – podstawy naukowe tego opowiadania są rachityczne jak Tripody z Marsa. Ale też i nie o naukę w nim chodzi, a o dość wyświechtaną prawdę: nie ma takiej rzeczy, której nie zrobiłby rodzic dla ratowania własnego dziecka. Bez szału co prawda, ale w sumie porządne opowiadanie.

 

Publicystyka.

Z wywiadu z Alanem Moorem wylewa się nieznośne przekonanie o własnej nieomylnej wyższości nad innymi. Jak on się ze swoim ego mieści razem w windzie? Żałuję M. Hernesa, przeprowadzającego wywiad. To musiała być orka na ugorze.

„Haj przyszłości” i „Futurotyki” – czyli teksty o narkotykach w kulturze masowej. Jako wielki fan utworu „51” grupy TSA, a także miłośnik innego rodzaju substancji psychoaktywnych (Gallegher Kuttnera górą), twarde dragi omijam szerokim łukiem. Przeczytałem z obowiązku. Ale do galerii postaci używających „kreatywnie” narkotyków dodałbym jeszcze Kapitana Tripsa z cyklu „Dzikie Karty”, redagowanego przez G.R.R. Martina.

Sporo recenzji, za co chwała, ale wiadomość, że istnieje nurt „dark academia” mocno mnie zasmuciła. Czy dojdziemy do wyboru lektury przy pomocy tagów takich jak np. „kosmiczne przygody leworęcznego, biseksualnego orka z uwzględnieniem dylatacji czasu”? Strach się bać!

 

Literówek – 9.

Z kwiatków – “szeroko zrozumiana humanistyka” (no, ja tam jeszcze nie zrozumiałem), „zastanawianiacy” (choć to może neologizm, z którym spotkałem się po raz pierwszy), czy powtórzenie zdań w recenzji „W tych szacownych murach”.

Że internety nie wiedzą, czy pisze się „Gareth D Jones” czy „Gareth D. Jones” (uwaga, kropka!), to tylko grzecznie poproszę, żeby sprawdzić u źródła.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nowa Fantastyka