Długo musieliśmy czekać, aż Carmy Berzatto wyjdzie z lodówki, w której utknął pod koniec 2. sezonu „The Bear”. I w końcu jest, ale wraz z premierą nowej serii od razu pojawiły się pytania: czy właśnie takiej kontynuacji chcieliśmy?
Wielu, w tym
Andrzej Kulasek w swojej recenzji, twierdzi, że sezon 3. to już nie to samo wyborne danie, co poprzednie dwa. I owszem, jest się do czego przyczepić, ale dla mnie „The Bear” to wciąż serial wybitny. Jego twórcy kolejny raz znaleźli sposób na lekkie odświeżenie formuły. Lekkie, bo dominuje tu powtórka z rozrywki.
Nie ma w tym jednak niczego złego, zwłaszcza że aktorstwo i warstwa realizacyjna wciąż stoją na najwyższym poziomie. Najlepiej znów wypadają odcinki poświęcone poszczególnym bohaterom. Tym razem są to kucharka Tina i siostra szefa kuchni Sugar, która mimo zaawansowanej ciąży, nadal pomaga bratu ogarniać papierkową robotę w restauracji.
Nowe „The Bear” przynosi największy niedosyt w finale. Zamiast rozwiązywać poszczególne wątki, otwiera ich jeszcze więcej, wyraźnie podprowadzając fabułę pod kontynuację. Fine dining to nie fast food, na główne danie trzeba trochę poczekać. Szkoda tylko, że te 10 odcinków okazuje się ledwie przystawką.
Druga istotna premiera tego tygodnia to
„Gang Zielonej Rękawiczki”, który powraca z 2. sezonem. Ten pierwszy pomimo dobrego punktu wyjścia, bardziej rozczarowywał, niż bawił. Twórcy wyraźnie wyciągnęli wnioski, bo teraz jest znacznie lepiej. Główny wątek jest sprawnie napisany, zwarty i nie rozłazi się na boki. A co najważniejsze, naprawdę wciąga.
To, że nowy sezon ogląda się lepiej, jestdużą zasługą urokliwego Krzysztofa Tyńca w roli mafioza. Pozornie chłodny i zdystansowany, zawsze elegancki, trochę niepozorny, umie huknąć, gdy zajdzie taka potrzeba. Ostatnio rzadko widywaliśmy go na ekranie, więc tym lepiej dla widzów „Gangu Zielonej Rękawiczki”, że aktor pokazuje się tu od najlepszej strony.