Archiwum kategorii: Z tych krótkich

Premiera World of Horror

Polecany już przeze mnie parę razy na łamach tego bloga World of Horror autorstwa Pawła Koźmińskiego oficjalnie osiągnął wersję 1.0 w dniu 19 października bieżącego roku i tym samym wyszedł z wieloletniego limbo Early Access. Fakt warty odnotowania i zainteresowania, bo to tytuł tyleż nietypowy, co wciągający.

Ekran tytułowy.

Dwu- lub trójkolorwa retro grafika stworzona przez Koźmińskiego w Paincie, inspiracje mitologią Cthulhu, przygodówkami z PC-98, japońskimi horrorami oraz legendami miejskimi, twórczością mangaki Junjiego Itō… Dużo się miesza w tym koktajlu i choć rozgrywka potrafi niekiedy być denerwująca, to jednak World of Horror ma swój niepowtarzalny styl i kapitalną atmosferę, dlatego zdecydowanie rekomenduję wszystkim znużonym powtarzalnością wielkich produkcji AAA.

Za oknem noc, włącz więc komputer i nie bój się… za bardzo.

Póki co nie ma co liczyć na bardziej szczegółową recenzję, bo nikt nie był zainteresowany zapłaceniem mi za takową, a w czynie społecznym niestety nie mam kiedy. Na pocieszenie pozostają wzmianki o grze i jej autorze w tekście o ditherpunku w trzecim numerze CD-Action Retro. Co powiedziawszy, chciałbym wykorzystać tę okazję, by podzielić się kolekcją skrinszotów z różnych etapów powstawania World of Horror . Może zafrapują Was na tyle, by skusić się na jej zakup. Zerknijcie też na ten kapitalny trailer – aż ciary przechodzą!

Czytaj dalej →

Retro po raz czwarty

Pamiętacie jak w zeszłym roku pochwaliłem się artykułem o ditherpunku w trzecim numerze magazynu “Retro” (a w zasadzie “CD-Action Retro” bo tak brzmi pełna nazwa)? 

A zatem właśnie chwalę się ponownie: od czwartku 2 marca w kioskach znajdziecie czwarty numer “Retro”, zaś w środku dwa moje spore artykuły. Pierwszy traktuje o ewolucji wyświetlaczy w komputerach przenośnych, trochę podobnie jak ten na Jawnych Snach, ale w sposób bardziej uporządkowany. Drugi natomiast jest o japońskich komputerach z serii PC-98, alternatywnej odnogi rozwoju komputerów PC (troszeczkę zaspojlerowałem temat w podsumowaniu roku 2022). Łącznie cztery strony tekstu – a i tak musiałem poprzycinać!

Tytuł oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Ale autoryzowałem. :)
Czytaj dalej →

Galeria Snów: „Death Stranding” na zboczach Narayamy

Świetna gra. Głęboko humanistyczna. W gruncie rzeczy opowieść o przełamywaniu samotności, o mozolnym wyzwalaniu się z alienacji i szukaniu jakiegoś sensu w obliczu beznadziei poprzez otwieranie się na innych, ich potrzeby, poprzez działania na rzecz dobra, społeczności.

Bardzo buddyjska gra, panie Kojima, chapeau bas.

Zresztą poziomów interpretacji jest więcej, każdy może znaleźć coś dla siebie.

Notabene sporo tu cytatów i nawiązań do innych tekstów kultury. Osoby, które już grały, zapewne domyślą się, w którym momencie przypomniał mi się ten fragment filmu „Ballada o Narayamie” (1958):

Smutna historia pewnego kota

Tak się jakoś złożyło, że od niedawna gram sobie w “Yo-kai Watch” na Nintendo 3DS. No co? Jako osoba zajmująca się grami wideo nie mogę zamykać się w getcie gier niezależnych oraz artystycznych, muszę znać też popularne serie i tytuły dla dzieci. Żartuję – tak naprawdę, to nawał obowiązków rodzicielskich plus listopadowa chandra powodują, że gram w rzeczy proste, pogodne i kolorowe, które w razie czego można bezproblemowo przerwać lub zapauzować. W ten sposób odkryłem “Yo-kai Watch” i spotkałem się z postacią kota Jibanyana, będącym poniekąd twarzą tej serii. Czytaj dalej →

Avatar Days

Poniżej przypominam uroczy drobiazg sprzed lat: krótkometrażowy film paradokumentalny o irlandzkich graczach w “World of Warcraft”. Wiele lat temu pisałem o nim na łamach Polygamii, ale jakoś nigdy nie podzieliłem się nim na Jawnych Snach, a mam wrażenie że tej konkretnej publice może się on spodobać nawet bardziej.

Nie znajdziecie w nim co prawda wiele informacji o samej grze, ale za to “Avatar Days” kreśli urokliwy portret graczy poza ich wirtualnym habitatem, z drobnym twistem w postaci zastąpienia ludzi stosownymi awatarami z krainy Azeroth. Baśniowe sylwetki na tle szarej, deszczowej Irlandii i codziennych miejsc pracy (już to placu budowy, już to kolejnego równie szarego biura) jeszcze bardziej podkreślają ich status przybyszy z innego świata.

Lubię “Avatar Days” za kilka rzeczy: za to że nie traktuje swoich bohaterów jak kompletnych dziwaków, za lekko melancholijny nastrój, za ten kapitalny moment na końcu filmu, kiedy spod awatarów wyglądają faktyczni ludzie i uśmiechają się do swoich odbić w lustrze. Tak, spędzamy dużo czasu w wirtualnym świecie. Nie, to nie znaczy że jesteśmy nienormalni.

Był taki czas, że nosiłem “Avatar Days” na swoim PSP żeby okazjonalnie przypomnieć sobie, że nie tylko ja czasami czuję się w naszej rzeczywistości jak gość z drugiej strony ekranu. Potem mi przeszło. A dziś, gdy linia demarkacyjna między wirtualnym a realnym jest znacznie bardziej rozmyta niż w 2010 roku, widzę w tym filmie przede wszystkim świadectwo tego, jak bardzo ta stosunkowo niedawna przeszłość różni się od teraźniejszości w której przyszło nam żyć zaledwie parę lat później.

Nie idźcie do kina na “Ready Player One”…

…szkoda Waszego czasu i pieniędzy. Obejrzycie go kiedyś w telewizji u teściów podczas świąt albo w cinéma torrent. Zamiast tego odpalcie YouTube’a i włączcie teledysk “Art3mis & Parzival” autorstwa muzyka (muzyków?) ukrywającego (-cych?) się pod kryptonimem Gunship

Ten klip jest sto razy bardziej w klimacie “Ready Player One” (książka) niż “Ready Player One” (film). Geekowo-growe nawiązania, retro stylistyka, przyjemna opowieść, wszystko podane w pikselartowym sosie i z niezłą muzyką, która momentalnie wskoczyła na moją playlistę New Retro Wave. Poleca się. Nie uzupełniająco. Zamiast.